Ads 468x60px

niedziela, 10 grudnia 2017

Zofia Tarajło-Lipowska - Śmierć dziekana

Autor: Zofia Tarajło-Lipowska
Tytuł: „Śmierć dziekana"   
Wydawnictwo: Lech i Czech
ISBN: 978-83-93926-90-9
Data wydania: grudzień 2014
Liczba stron: 268
Śmierci dziekana Zofii Tarajło-Lipowskiej dowiedziałam się około dwa lata temu dzięki recenzji autorstwa Aleksandry Urbańczyk dla czasopisma Forum akademickie. Bardzo sobie cenię teksty Oli ze względu na ich merytoryczność i obiektywizm. Zwykle po przeczytaniu konkretnego omówienia doskonale wiem, czy dana książka ma szansę przypaść mi do gustu. W przypadku Śmierci dziekana było jednak inaczej. Po poznaniu opinii byłam totalnie zdezorientowana. Z jednej strony sam pomysł na umieszczenie zbrodni w środowisku uniwersyteckim, wydał mi się bardzo oryginalny, ale równocześnie, jako że nigdy nie byłam studentką, bałam się, że nie odnajdę się w ukazanej rzeczywistości. Miałam także wrażenie, że będę obcowała z książką wychodzącą poza schematy, do których zdążyłam się przyzwyczaić. Na tamten moment nie byłam na to gotowa. Kiedy kilka miesięcy temu pojawiła się możliwość przeczytania wspomnianej powieści, nie pamiętałam już o swoich wątpliwościach. Przypomniałam sobie o nich dopiero, kiedy zaczęłam lekturę.

Policjant śledczy Jacek Cichosz zostaje przydzielony do sprawy śmierci dziekana Mirosława Korbielucha. Okoliczności wypadku są dość nietypowe, gdyż denat spadł (a może sam wyskoczył?) z czwartego piętra, a naoczni świadkowie nabrali wody w usta, choć jak sami mówią, są skłonni do współpracy. Komisarz będzie musiał nie tylko rozwiązać niejasną sprawę, ale także zrozumieć niezwykle skomplikowaną sieć zależności pomiędzy pracownikami Instytutu Studiów Starożytnych.

Omówienie moich wrażeń po lekturze Śmierci dziekana, zacznę niejako od końca, bowiem od czynnika, który sprawił, że porzuciłam czytanie powieści na kilka tygodni. Było to poniekąd kwestią moich zobowiązań czytelniczych, ale także atmosfery książki, powodującej u mnie najpierw blokadę, która z czasem zamieniła się w pewien rodzaj podziwu. Autorka wprowadziła do swojego kryminału unikalny klimat, mogący kojarzyć się nie tylko kulturą polską, ale także czeską i japońską. Uniwersytet Kuropaski z siedzibą w Pasikurowicach ze swoimi nieco „przaśnymi” tradycjami, wydaje się stać gdzieś w pobliżu granicy polsko-czeskiej, co daje świetny grunt do wprowadzenia do fabuły ironii, przez którą obserwujemy dwulicowość większości podejrzanych. O ile mogłam spodziewać się inspiracji filozofią życia naszych południowych sąsiadów z racji zawodu Zofii Tarajło-Lipowskiej, która jest bohemistką[1], o tyle odkrycie pewnej pustki i przysłowiowej „studni”, znanej z filmu „The Ring” w reżyserii Hideo Nakity, było dla mnie sporym zaskoczeniem. Oczywiście, nie chcę powiedzieć, że Śmierć dziekana jest horrorem, a jedynie podkreślić, że przed sięgnięciem po książkę musicie być przygotowani na dość zdystansowaną narrację, która uwidacznia hermetyczność środowiska akademickiego. Podkreśla to oryginalny język książki, łączący w sobie dwie sprzeczności. Z jednej strony narracja nawiązuje do bardzo naukowego sposobu wyrażania myśli, ale równocześnie miejscami jest nieco przeintelektualizowana, aby uwidocznić, że bohaterowie kryją swoje słabe strony pod płaszczykiem wyolbrzymienia posiadanej wiedzy.


Cichosz wchodzi w świat uczelni z zewnątrz, co zmusza go nie tylko do wzmożonej obserwacji pracowników i studentów, ale przede wszystkim poznania dość specyficznych zasad, rządzących świadkiem naukowym. Dla mnie osobiście Śmierć dziekana jest nie tylko kryminałem, lecz także powieścią psychologiczno-socjologiczną. Dość złożone śledztwo stanowi w zasadzie tylko powód do odkrycia sieci zależności zawodowo-towarzyskich pomiędzy konkretnymi osobami.  Sam układ działania instytutu jest dość specyficzny i opiera się na sympatiach, antypatiach i donosach. Można nawet przypuszczać, że bohaterowie ugrzęźli gdzieś pomiędzy zasadami PRL-owskiego ustroju i teraźniejszości. W grupie pracowników znajdują się nieznośni tyrani oraz tacy, którzy chcą za takich uchodzić, a także prawdziwi i fałszywi przyjaciele, lizusi, fajtłapy oraz tchórze.  Każdy ma coś do ukrycia. Śmierć Mirosława Korbielucha to dla nich przede wszystkim tragedia związana ze zniszczeniem dobrze znanego mechanizmu, który choć dysfunkcyjny, dawał poczucie względnego bezpieczeństwa.

Postać Jacka Cichosza jest o tyle ciekawa, że łączy w sobie dwie koncepcje budowy głównego bohatera. Mamy tutaj klasyczną wizję śledczego, który istnieje w fabule wyłącznie po to, by rozwiązać zagadkę kryminalną. W związku z tym, nie dowiemy się o życiu prywatnym mężczyzny zbyt wiele, chociaż dość dokładnie poznamy jego emocje i przekonania.  W trakcie przesłuchań komisarz stara się zachować neutralność, jednak czytelnik mając pewien wgląd w przypuszczenia bohatera, wie, że niektóre osoby darzy on większą lub mniejszą sympatią, lecz z racji swojej profesji, nie może tego okazać. Słowa podejrzanych w pewien sposób wpływają na jego poglądy.

Ciekawym elementem Śmierci dziekana jest opisanie aspektu roli kobiet w środowisku akademickim. Widać tu aspekt feministyczny i to w dwóch zupełnie innych perspektywach. Pierwsza z nich jest związana ze ścieżką kariery kobiet i mężczyzn, a druga wiąże się z aspektem językowym, gdzie czasem brak jest żeńskich odpowiedników konkretnych określeń. Co prawda, ten temat nie jest decydujący dla samego rozwiązania powierzonej Cichoszowi sprawy, ale jeśli interesujecie się zagadnieniami dotyczącymi kwestii równości płci na rynku pracy, to w fabule znajdziecie również kilka zdań na ten temat.


Mam mieszane odczucia, jeśli chodzi o sam motyw kryminalny książki. Śmierć dziekana bazuje, bowiem na bardzo klasycznym ujęciu kryminału, który jest – zwłaszcza dla początkującego twórcy w tym gatunku - sporym wyzwaniem. Zofia Tarajło-Lipowska poradziła sobie świetnie z samą konstrukcją zagadki i jej skomplikowaniem, a także ukazaniem hermetycznego środowiska akademickiego. Podejrzewam, że jako czytelniczka, nie wychwyciłam wszystkich interesujących drobiazgów, które z pewnością odkryją osoby bardziej zaznajomione z omawianym środowiskiem oraz zagadnieniami humanistycznymi niż ja. Nie wpłynęło to jednak w żaden sposób na moje zrozumienie puenty powieści.

Niemniej w Śmierci dziekana jest coś, co w znaczący sposób obniża moją ocenę publikacji. Na pierwszych kilkudziesięciu stronach wielokrotnie miałam wrażenie, że bohater sugeruje mi, że wie dużo więcej niż mówi swoim współpracownikom. W takich momentach wyczuwam zawsze pewien rodzaj hamulca u autora, który nie jest pewien, czy zbyt szybko nie odkrywa wszystkich tajemnic.

Podsumowując, Śmierć dziekana Zofii Tarajło-Lipowskiej jest książką na tyle nietypową, że każdy przyszły czytelnik musi sam zdecydować, czy po nią sięgnąć. Wbrew pozorom, ta historia, mogłaby się wydarzyć nie tylko na uniwersytecie, ale także w szkole, banku, czy urzędzie gminy gdzieś na prowincji, czyli w miejscach zhierarchizowanych, gdzie zmiany społeczne i personalne następują bardzo powoli.



[1] Bohemistka – absolwentka filologii czeskiej.



Za egzemplarz recenzencki dziękuję serdecznie  Autorce

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do komentowania. Czuj się jak u siebie i pisz co myślisz, nie bądź jednak wulgarny/a ani chamski/a. Będę wdzięczna za każdy komentarz.
P.S SPAM będzie bezceremonialnie usuwany. Jeśli chcesz polecić mi jakąś stronę, skorzystaj proszę z zakładki kontakt u góry strony i wypełnij tam odpowiedni formularz.