Ads 468x60px

niedziela, 18 czerwca 2017

Wspomnieniowo-liryczny stosik Innej Perspektywy

Witajcie w drugim stosiku na moim blogu. Wiem, że nie powinnam podkreślać, iż tak rzadko dzielę z wami widokiem moich zdobyczy, ale jeśli znacie mnie trochę dłużej, to doskonale wiecie, dlaczego jest tak, a nie inaczej. Jak na blogerkę w głównej mierze książkową, mam dość specyficzne podejście do kupowania i kolekcjonowania książek. Jako, że swego czasu zdecydowałam, że nie będę usilnie zabiegać o współpracę z wydawnictwami, to nie napływają do mnie falami nowe tytuły. Wcale się tym nie martwię, choć zdarza mi się czuć zazdrość, gdy widzę na jakimś zaprzyjaźnionym blogu, książkę, którą chciałabym przeczytać. Z drugiej strony uważam, że na domowej półce powinny być te publikacje, które są dla nas wyjątkowe i wcale nie musi być ich dużo.

Od kilku lat każde moje zakupy czytelnicze wiążą się ze swoistym rytuałem. Do księgarni internetowych udaję się zwykle w styczniu oraz w czerwcu (pierwotnie był to lipiec z racji moich imienin). Najczęściej wydzielam sobie wówczas pewną kwotę pieniędzy, którą chcę wydać. Nie zaglądam jednak do działu z nowościami, bo plan zakupów powstawał wcześniej przez wiele miesięcy. Gdy interesujący mnie tytuł pojawia się na rynku wydawniczym, dodaję ją go do listy życzeń. Zasada jest taka, że jeśli przez kilka miesięcy po okresie intensywnej promocji, książka nadal jest w moich myślach, to znak, że warto się za nią rozejrzeć w księgarniach i antykwariatach. Czasem jednak okazuje się, że nakład szukanego tytułu został doszczętnie wyczerpany. Oczywiście, wtedy bardzo żałuję, że nie kupiłam go wcześniej. Trzeba jednak przyznać, że moja lista jest dość specyficzna, bowiem są na niej głównie zbiory utworów klasyków, poezja oraz literatura stricte historyczna.



Dlaczego o tym wspominam? Otóż tym razem chciałabym się z wami podzielić widokiem trzech książek, których szukałam przez blisko pięć lat. W chwili, kiedy piszę te słowa, właśnie zdałam sobie sprawę, że te publikacje są równocześnie dla mnie synonimem zamknięcia pewnego czytelniczego rozdziału w moim życiu, który doprowadził mnie do miejsca, w którym aktualnie jestem. O zbiorze utworów zebranych Jonasza Kofty dowiedziałam się jeszcze w czasach, kiedy byłam Oficjalną Recenzentką serwisu Lubimy Czytać. Co więcej, zamówiłam nawet pierwszy tom wierszy i piosenek do recenzji. Niestety, wówczas jeszcze nie wiedziałam, że upragniony egzemplarz nigdy do mnie nie dotrze ze względu na zakończenie przeze mnie oficjalnej współpracy z serwisem. Równocześnie to rozstanie sprawiło, że zaczęłam myśleć o blogu, na którym aktualnie jesteście. Z dzisiejszej perspektywy żałuję tylko, iż nie trafiły do mnie trzy książki, które były w ostatnim zamówieniu. Jednak, co się odwlecze to… no właśnie.



Ponad tydzień temu dzięki mojemu przyjacielowi Marcinowi zajrzałam na moment na stronę księgarni Aros, gdzie przypadkiem znalazłam zbiór „Dolina tysiąca brzuchów”, będący trzecim tomem dzieł zebranych Jonasza Kofty. To zmotywowało mnie do poszukania na stronach antykwariatów pozostałych tomów. Szukałam tych książek wiele lat, a teraz były one dostępne – niestety pojedynczo, a nie, jako komplet - w dwóch antykwariatach i jednej księgarni. Nagle jakoś przestałam się przejmować faktem, iż będę skazana na potrójne koszty wysyłki związane z trzema zamówieniami. Liczyło się tylko to, iż do moich rąk trafią publikację, które od tak dawna chciałam przeczytać.

Należy wspomnieć o samej idei serii. Otóż w 2011 roku wydawnictwo Prószyński i S-ka we współpracy z Fundacją im. Jonasza Kofty Pamiętajcie o ogrodach postanowiło wydać zbiór wszystkich dzieł uznanego poety. Sam projekt został zrealizowany jedynie w części, bowiem z czterech zaplanowanych tomów na rynku wydawniczym pojawiły się jedynie trzy z nich, czyli dwa tomy wierszy i piosenek pod wspólnym tytułem „Co to jest miłość?” oraz pierwszy tom utworów scenicznych i satyrycznych „Dolina tysiąca brzuchów”.  W chwili obecnej natomiast na stronie wydawnictwa można kupić wybór najpiękniejszych piosenek Jonasza Kofty, czyli skróconą wersję pierwszego tomu „Co to jest miłość?”.



Z moich pierwszych pobieżnych obserwacji wynika, iż układ treści tej serii jest bardzo dobrze przemyślany. W pierwszym tomie widzimy Koftę, którego większość z nas kojarzy, jako autora tekstów. Drugi tom to twórca zaangażowany. Odkryjemy tu poezję pisaną w czasach PRL-u oraz tą mniej znaną, skrytą gdzieś w pamięci nielicznych. „Dolina tysiąca brzuchów” to natomiast w głównej mierze formy sceniczne.

Seria ma ujednoliconą, oszczędną szatę graficzną. Pomimo wydań w twardych oprawach, książki są lekkie i dość poręczne. Dodatek stanowi zintegrowana czarna wstążka pełniąca rolę zakładki, która jednak łatwo ulega wymięciu.



Wybaczcie, że tak się rozpisałam o książkach, które w chwili obecnej są tak trudno dostępne. Jeśli jesteście bywalcami bibliotek lub antykwariatów i uwielbiacie poezję być może gdzieś je znajdziecie i przeczytacie, do czego gorąco was zachęcam. Całkiem możliwe, iż kiedyś opowiem wam o moich wrażeniach po lekturze kolejnych tomów, ale na razie będę delektować się tą poezją bardzo powoli, bo chyba tylko w taki sposób można w pełni docenić jej kunszt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do komentowania. Czuj się jak u siebie i pisz co myślisz, nie bądź jednak wulgarny/a ani chamski/a. Będę wdzięczna za każdy komentarz.
P.S SPAM będzie bezceremonialnie usuwany. Jeśli chcesz polecić mi jakąś stronę, skorzystaj proszę z zakładki kontakt u góry strony i wypełnij tam odpowiedni formularz.